Agnieszka D.
2017-11-26 15:17:28,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
Szata graficzna, tytuł i wydanie "Magii olewania" tak bardzo przypomina mi "Magię sprzątania", że ze śmiechem czytałam wstęp.
W dodatku tytuł wygląda, jakby ktoś na słowo „sprzątania” nakleił taśmę i napisał tam „olewania”. Nie rozumiem tego zabiegu, ale ta taśma jest tak wybrzuszona, że sama próbowałam ją zdrapać przez moment. Nie. Nie da się ;)
Autorka próbuje odseparować się od książki Marie Kondo. Jej długi, wyjaśniający różnicę i powód powstania tego tytułu wstęp sprawił, że im bardziej zaprzeczała, tym bardziej miałam ochotę je porównywać. Z pewnością będą tworzyły zgrany duet na mojej półce z poradnikami. Przy okazji, w myśl zasady: „winny się tłumaczy”, zastanawiam się. Czyżby kobieta, która chce uczyć mnie asertywności i nieprzejmowania się, sama martwiła się moją opinią na temat podobieństwa jej tworu do tamtego poradnika?
To tak pół-żartem. Ale teraz już będzie poważnie.
Na 198 stronach znajdziemy mnóstwo przykładów, które pokażą jak zachowuje się większość ludzi, a także kontrargumenty, którymi autorka obrazuje, jak powinniśmy się przestawić z własnym zachowaniem i myśleniem, by czuć się szczęśliwszymi. Podoba mi się, gdy na każdym kroku tłumaczy, że olewanie cudzych opinii, a szanowanie cudzych uczuć to dwie zupełnie inne sprawy.
Sarah Knight (ciągle mam ochotę napisać „Marie Kondo”…) momentami brzmi nawet arogancko. Jej życie jest dla niej najważniejsze, a jeśli nie potrafisz uszanować jej prywatnej przestrzeni, jej strefy komfortu czy jej zdania (które brzmi mniej więcej: JA NIC NIE MUSZĘ! MOGĘ, JEŚLI BĘDĘ MIEĆ OCHOTĘ, LUB JEŚLI MI ZALEŻY!), to po prostu wypisz się z grona jej znajomych i naprawdę będzie ok.
Nie dajmy sobie wleźć na głowę. Nie interesują Cię dzieci, którymi zachwyca się Twoja przyjaciółka? Nie musisz tego współdzielić tylko z przymusu, czy na pokaz. Nie lubisz dzieci- masz do tego prawo, tak samo jak ona ma prawo dzieci kochać. To takie lekcje asertywności w pigułce.
Autorka twierdzi, że trzeba przede wszystkim usiąść, zrobić rachunek sumienia na kartce i czarnym markerem powykreślać to, czym nie będziemy się przejmować. Nie do końca zgadzam się z tą teorią. Wszystko fajnie, ja sobie coś tam skreślę, bo papier wszystko przyjmie. Wiadomo. Ale podjęcie decyzji to dopiero pierwszy krok na drodze ku własnemu szczęściu, a tak naprawdę praktyka czyni mistrza. I to wtedy, w przeżywaniu realnej sytuacji będziemy w stanie przekonać się czy faktycznie potrafimy olać to, co olać powinniśmy. Powinniśmy też otrzymać radę, by przekreślać w sposób czytelny, bo nad tymi skreślonymi opcjami będziemy jeszcze pracować w kolejnych etapach. Z drugiej strony wolę każdą sytuację rozpatrywać na bieżąco, niż wypisywać wcześniej jakąś listę, która będzie średnio rzetelna dla mnie, bo nie jestem w stanie dopasować w parę godzin takiej listy do wszystkich aspektów mojego życia. O połowie zapomnę, drugiej połowy nie jestem w stanie przewidzieć.
Nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzam, to jednak dostałam kilka cennych wskazówek, a także przekonałam się, że nie jest to dla mnie trudny temat. Choć momentami odczułam zbyt wiele powtórzeń tej samej treści, a zwrot "zero żalu" przewijał się non stop, to jednak w sumie książka mi się podobała i warto było ją przeczytać.
Autorka jest bezpośrednia, pisze lekko i czasem na wesoło. Nie owija w bawełnę, ale też ma zdrowe podejście do życia. Właśnie to mnie uderzyło, ale chyba właśnie głównie dzięki temu zdobyła moje uznanie. Uważam, że niejednej osobie może pomóc w zmianie swojego stosunku do ludzi i spraw.
[Adres usunięty]