Beata Ł.
2011-07-01 08:58:06,
ocena: 5
Opinia potwierdzona zakupem
Lubie klimaty takich książek, polecm. Dobrze się czyta ..
BARBARA S.
2013-10-30 13:37:40,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
TAJEMNICZA I POGODNA ZARAZEM DOBRZE SIĘ CZYTA BARDZO DOBRA DLA NASTOLATEK POZOSTAWIA W KLIMACIE TAJEMNICZOŚCI.
Joanna P.
2012-01-05 17:09:08,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
"Lament" to historia Deirdre Monaghan i Luke'a Dillona, która przypomina piękną, przejmującą i smutną irlandzką legendę, o której dziś można usłyszeć już tylko w pieśniach. Deirdre także tylko z takiego źródła ją znała. Nigdy nie przypuszczała, że mogłaby "żyć w pieśni".
Polecam więc "Lament" tym, którzy już poznali twórczość Maggie Stiefvater. Gorąco zachęcam również czytelników, który pierwszy raz słyszą o tej autorce. Nie mogę się doczekać aż uda mi się zdobyć i przeczytać "Balladę". Pod względem oprawy graficznej książka jest zachwycająca. Początek każdej z części (opatrzony cytatem z irlandzkich ballad), a także wewnętrzna strona tytułowa na długo zapadają w pamięć. Teraz już wiem, że powieści Maggie należą do takiej kategorii książek, do których wraca się wiele razy i zajmują niepodzielnie najlepsze miejsca na naszych bibliotecznych półkach, a także w sercach.
Całość recenzji na [Adres usunięty].
Marta D.
2011-10-27 17:21:11,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
„Lament” Maggie Stiefvater nie koniecznie jest powieścią bardzo wysokich lotów, ale miło się czyta. Brakowało mi klimatycznych opisów budujących nastrój, oraz przede wszystkim przybliżenia kim są fejowie stanowiący przecież istotny element fabuły – informacji o nich musiałam poszukać sama.
Niemniej dla pani Siefvater należy się bardzo duży plus za niebanalną historię, opowiedzianą w humorystycznym i przyjemnym stylu, dzięki czemu wieczory spędzone z tą książką zaliczam do udanych. Sięgnę po „Balladę”, która jest kontynuacją przygód Dee i Jamesa, ponieważ chyba polubiłam bohaterów i jestem ciekawa ich dalszych losów.
Podziękowania należą się również wydawcy. Oprawa graficzna tej serii bardzo mi się podoba, oddaje charakter książki i jest dobrze przemyślana. Muszę przyznać, że przeżyłam miłe zaskoczenie, kiedy zobaczyłam „Lament” i „Balladę” stojące obok siebie na półce. Na grzbietach pojawia się interesujący motyw. Brawa za pomysł!.
Kamila K.
2011-10-09 17:28:45,
ocena: 3
Opinia użytkownika sklepu
Deidre to bardzo nieśmiała i wyobcowana nastolatka. Nie należy do świty najpopularniejszych dzieciaków w szkole, które błyszczą swoją obecnością w każdym miejscu, w którym się pojawiają. Deidre jest dokładnym przeciwieństwem takich dzieciaków. Sama określa się mianem niewidzialnej. Ale fakt ten wcale nie przeszkadza jej w byciu kimś. Bo kto powiedział, że tylko popularni ludzie mogą się wyróżniać?
Co sprawia, że nasza główna bohaterka jest taka wyjątkowa, zapytacie: genialna gra na harfie. Muzyka, która wydostaje się spod palców Deidre jest cudowną, harmonijną melodią, która potrafi zauroczyć każdego słuchacza, wprowadzając go w zupełnie inny świat. Właśnie w ten sposób nastolatka ściąga na siebie ogromne kłopoty, których nie sposób było przewidzieć.
Wszystko zaczęło się od koncertu, w którym Deidre brała udział. Jak przed każdym występem, gdzieś za rogiem czaił się stres. A że dziewczyna ma poważne problemy z jego opanowaniem, nerwy wzięły górę i Deidre nie pozostało nic innego, jak bieg do toalety zakończony niepohamowanymi torsjami. W takim stanie odnalazł ją Luke, zabójczo przystojny chłopak ze snu. Przecież to niemożliwe! Skąd w szkolnej toalecie wyśniony przystojniak?! No właśnie, skąd?
Odpowiedzi na to pytanie nie łatwo było znaleźć. A jeszcze trudniej było ją poznać i zaakceptować. Okrutna, mistyczna a zarazem niesamowita i kusząca prawda, która tylko pogarsza sytuację Deidre. I nie tylko Deidre, bo w tarapaty popadają również jej najbliżsi. Cudowny Luke, w którym nastolatka zauroczyła się w mgnieniu oka, okazał się zwiastunem samym problemów. Gdzieś między uczucia łączące dwójkę bohaterów wkradają się psotne i złośliwe elfy, które roztaczają wokół siebie drażniącą woń ziół i idealne, czterolistne koniczynki. A do tego wszystkiego, gdzieś w zaciszu tajemniczej Faerii kryje się Królowa Elfów, którą niepokoi obecność Deidre i jej wciąż rozwijających się zdolności. Czy główna bohaterka poradzi sobie z trudnościami, które zgotował jej los?
Sięgając po tę książkę, byłam przepełniona ciekawością i przyznaję, że oczekiwaniami również. Na swoim koncie mam sporo powieści fantasy dla młodzieży i coraz trudniej jest mnie zadowolić. Niemniej jednak byłam pełna dobrych chęci, bowiem pierwszy raz miałam okazję czytać książkę o elfach. Bardzo lubię wszelakie mityczne stworzenia i paranormalne historie, więc książka jak znalazł. Ale czy „Lament” zaspokoił moje oczekiwania, czy też okazał się rozczarowaniem? O tym niżej.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy to oprawa graficzna. Fantastyczna oprawa graficzna. Bardzo lubię połączenie rudości i zieleni, jest takie efektowne i przykuwające wzrok. To skłoniło mnie do dalszych wizualnych oględzin. Wertując książkę zauważyłam, że każda księga poprzedzona jest ślicznym rysunkiem i odpowiednim cytatem. Kolejny plus! Nakarmiwszy swoje oczy, postanowiłam rozpocząć lekturę.
Moje wrażenia? Uważam, że „Lament” jest całkiem dobrą lekturą – lekką i przyjemną, z nutą tajemniczości. W odpowiedni sposób dawkuje napięcie, wprowadzając czytelnika w stan oczekiwania. Na przykład wątek Królowej Elfów – co jakiś czas był ledwo, ledwo muskany, powoli karmiąc ciekawość czytelnika, by w końcu wybuchnąć w punkcie kulminacyjnym. Niestety, jak na moje oko trochę za krótko trwał. Myślałam, że poznam więcej informacji o Królowej i kiedy już wątek znalazł się w kulminacyjnym momencie to zostanie rozwinięty, by dokończyć to, co zostało zaczęte podczas wcześniejszych „muśnięć”. A tu nic. Z przykrością muszę stwierdzić, że więcej jest takich niewyjaśnionych wątków, które zostały napoczęte, rozbudziły ciekawość, a potem zostały porzucone, bez rozwiązania.
Mam cichą nadzieję, że znajdę odpowiedzi na swoje pytania w kontynuacji „Lamentu” pod tytułem „Ballada. Taniec mrocznych elfów”. Poza tym, kolejna część jest poświęcona Jamesowi, który bardzo mi się spodobał jako bohater. Nieco sarkastyczny, dowcipny, z dystansem do siebie i do świata, wierny przyjaciel Deidre, na którego wsparcie może liczyć w każdej chwili. Z chęcią poznam dalsze losy tego bohatera. Natomiast jeśli chodzi o Luke’a, czegoś mi brakowało. Chyba właśnie tej arogancji i nieco zadartego nosa – to, co zawsze sprawia, że dziewczyny szaleją za główną postacią męską. A tutaj Luke po prostu jest. Przystojny, silny, ratujący z opresji. Niemniej jednak brakowało mu tego „czegoś”.
Jednakże pomijając niewielkie braki w bohaterach i pogubione wątki, mogę powiedzieć, że książka mi się podobała. Nie rzuciła mnie na kolana, ale też nie zanudziła na śmierć. Cieszę się, że chociaż trochę mogłam zajrzeć do świata elfów i fejów, które wcale nie są słodkie i radosne – wręcz przeciwne, są złośliwe i nieobliczalne. Ich olśniewająca uroda i dzikość są oszałamiające –według podań elfy traktują ludzi jak zabawki, kusząc do radosnego tańca, z którego nie sposób się wyrwać, aż umiera się ze zmęczenia. Naprawdę intrygujący świat, którego nie miałam okazji wcześniej poznać. Całkiem przyjemna powieść fantasy dla młodzieży. Myślę, że warto przeczytać w wolnej chwili, choć moim zdaniem nie należy oczekiwać fajerwerków..
Małgorzata S.
2011-05-09 20:31:57,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Dla wszystkich osób tęskniących za baśniowym klimatem okraszonym nutką grozy, pragnących poznać interesujących bohaterów i chcących zagłębić się w porywającej fabule i ciekawym wątku miłosnym, „Lament. Intryga Królowej Elfów” będzie książką idealną. Jest to taka historia, którą chce się czytać i o której nie chce się zapomnieć... i do której pewnie nieraz będzie się wracało :) Polecam!
([Adres usunięty]).
Patrycja K.
2011-05-22 08:50:37,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Przed zaproponowaniem mi zrecenzowania tej książki w ogóle o niej nie słyszałam. Jedyny opis, jaki poznałam głównego tytułu „Lament” to, to że jest to powieść w stylu paranormal romance. I tyle. Pomyślałam sobie, zobaczymy i czekałam na listonosza.
„Lament. Intryga Królowej Elfów” to historia o szesnastoletniej harfistce Deirdre Monaghan, która przed szkolnym konkursem muzycznym jak zwykle ląduje w toalecie z powodu swojej przeogromnej tremy. W tych „niezwykłych” okolicznościach poznaje Luke’a. Już na tym koncercie tworzą duet. Deirdre od tego czasu nie może przestać o nim myśleć. W tym samym czasie odkrywa swoje zdolności telekinetyczne. I wszędzie zaczyna widzieć czterolistną koniczynę, która w rezultacie zwiastuje pojawienie się fejów. Luke wie, dlaczego zaczęli pojawiać się w życiu Deirdre. Ona sama dowiaduje się, dzięki swoim zdolnościom o misji Luke’a i czuje się oszukana. Grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo z rąk osoby, którą pokochała. Od Babi dostaje pierścionek z żelaza, które odstrasza feje. To poświęcenie kosztuje jej babcię życie. W szpony elfów dostaje się również najbliższy przyjaciel Deirdre. James, który darzy ją miłością i próbuje chronić. Wszystkiemu winna jest zła Królowa Elfów, która więzi duszę Luke’a i pragnie śmierci Deirdre, gdyż ta, jak się okazuje zagraża jej władzy. W noc przesilenia rozwiązuje się wszystko. Elfy muszą mieć swoją Królową, zdecydowaną i odważną, i dokonują wyboru…
Tak przyjemnej, fantastycznej książki jeszcze nie czytałam. Bardzo mało czytam tego typu książek. Dlatego pojedyncze egzemplarze są w stanie mnie zachwycić bądź też zniechęcić do ogółu. Z czystą satysfakcją stwierdzam, że mam ochotę przeczytać o dalszych losach bohaterów w tomie pt. „Ballada. Taniec mrocznych elfów”. Oby do lata, bo to wtedy wydawnictwo Illuminatio postanowiło ją wydać.
To naprawdę była piękna historia. Miałam wrażenie, że czytam współczesną baśń. Autorka, Maggie Stiefvater, to amerykańska pisarka dla dzieci i dorosłych. Mieszka w Virginii, jest mężatką i ma dwoje dzieci. Zrobiła licencjat z historii. Zdobyła wiele prestiżowych nagród. Jej książki wchodzą na listy bestsellerów New York Times’a. „Lament” zdobył w Stanach wiele nagród, m.in. ALA 2010 Best Books for Young Adult, nominację do nagrody SIBA, Publisher’s Weekly.
Autorka we współczesne nam czasy wplotła celtycką baśń i pięknie zaaranżowała pojawienie się elfów z krainy zwanej Faerią w ludzkim świecie.
Książkę pochłonęłam w dwa dni, czytało mi się ją wyśmienicie. Jak sądzę duża zasługa w tym tłumaczki, Karoliny Sochy-Duśko. Płynny, ciekawy tekst, od którego nie chciałam się oderwać. Całość, jak dla mnie, dopełnia okładka i rysunki wewnątrz książki.
Wg mnie jest to książka dla młodzieży i to wśród nie zdobędzie uznanie. Polecam ja również osobom takim jak ja, które nie czytają na codzień fantastyki, ale mają ochotę na coś trochę „nieziemskiego”. Tę książkę niech przeczytają także Ci, którzy myślą, że elfy, to tylko miłe, dobre stworzonka. Następnym razem zastanowią się, czy stawiać na progu domu spodeczek z mlekiem i palić tymianek….
Małgorzata S.
2011-05-09 20:33:45,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Macie czasem tak, że już po samym zerknięciu na wydanie książki wiecie, że bardzo się Wam spodoba? Ja mam tak niezwykle rzadko, ale w przypadku „Lamentu” właśnie tak było – kiedy tylko książka znalazła się w moich rękach i spojrzałam na jej świetną, magiczną okładkę, poczułam, że lektura będzie równie dobra. Gdy przekartkowałam książkę, zauważyłam, że przed rozpoczęciem każdej księgi znajduje się śliczny obrazek, a że kartkowałam ją od tyłu, na samym końcu doszłam do jednej z pierwszych stron, na której to znajduje się obrazek przedstawiający bramę porośniętą pięknymi kwiatami, który sprawia, że od razu masz ochotę ją przekroczyć... Zaczęłam więc czytać prolog, potem rozdział pierwszy i drugi... i nawet nie zauważyłam kiedy, a historia ta całkowicie mnie pochłonęła.
Deidre ma szesnaście lat, jest dziewczyną nieśmiałą, spokojną, sama określa zaś siebie na początku książki jako „niewidzialną”. Od razu jednak muszę Was uspokoić, bo chociaż wydaje się, że tak jest, to jednak Dee nie jest typową bohaterką paranormali – wiecznie narzekającą i użalającą się nad sobą, bojaźliwą fajtłapą, która próbując ratować sytuację sprawia, że jest 15 razy gorzej. Od samego początku książki widać, że w cichej i skromnej Deidre tkwi spory potencjał, który tylko czeka na impuls, pozwalający nam zobaczyć jej drugą twarz – dziewczynę zabawną, odważną, umiejącą postawić na swoim, walczącą o swoich bliskich i o swoje przekonania. A przy okazji taką, która posiada różne paranormalne moce... :D
A wszystkie te zmiany rozpoczynają się w dniu kolejnego konkursu, w którym Deidre, jako utalentowana harfistka, bierze udział. Dziewczyna jak zawsze bardzo się stresuje i podczas dość nieprzyjemnej sytuacji – gdy wymiotuje w toalecie, zastaje ją chłopak z jej snów – Luke Dillon. I mimo że Deidre od początku czuje, że jest w nim coś niezwykłego i niebezpiecznego, to zaczyna się do niego zbliżać, zwłaszcza, że on sam od razu pokazuje, że nie jest mu obojętna. A swoją znajomość zaczynają naprawdę świetnie – spektakularnym duetem, który zachwyca całą publikę... i to także tę nie z tego świata.
W takim razie z jakiego? Z Faerii, krainy, którą zamieszkują feje, czyli wróżki, elfy i inne istoty tego pokroju, pasjonujące się muzyką i atrakcyjnymi, młodymi ludźmi, a gdy posiadają oni jeszcze jakieś inne niezwykłe talenty... to tym lepiej dla fejów. I właśnie to wszystko sprawia, że ich bezwzględna i zazdrosna Królowa zaczyna interesować się Deidre, co doprowadza naszą bohaterkę i jej bliskich do wielu tragicznych, ale też i pasjonujących wydarzeń... o których nic więcej nie powiem, żeby nie psuć Wam czytania :)
Powiem za to, że autorka w świetny sposób ukazała fejów. Część z nich była całkiem sympatyczna i pomocna, ale zdecydowana większość przerażająca i niebezpieczna. I ze wstydem przyznaję, że momentami nawet się bałam xD Ale cóż, była noc, ja byłam sama w mieszkaniu, w książce był akurat podobny fragment, a przenikanie fejów do naszego świata zostało opisane przez autorkę naprawdę sugestywnie, więc chyba jestem usprawiedliwiona xD
Dużą rolę w powieści odgrywa oczywiście wątek miłosny, który mimo tego, że jest trochę schematyczny, bardzo mi się spodobał. Czuć od niego powiew świeżości, a autorka na szczęście nie przedobrzyła przy opisie uczucia łączącego bohaterów, więc śledzi się go ze sporym zainteresowaniem...
Może między innymi ze względu na ukochanego Deidre. Luke jest bowiem facetem, jakich w paranormalach nie ma zbyt wielu, bo nie jest to ani niegrzeczny chłopiec ani cierpiący romantyk. Podobało mi się to, że mimo swojej naprawdę ciężkiej i wciąż niedającej mu spokoju przeszłości, potrafi żartować i żyć chwilą. Jest zwyczajnym facetem z poczuciem humoru i nutką (noo... może trochę więcej niż nutką xD) tajemniczości. I ma w sobie coś takiego, co przyciąga i budzi sympatię.
Spodobał mi się także najlepszy przyjaciel Deidre. James jest zabawny, pomocny i mógłby być podawany za wzór przyjaciela. Babcia, mama, ciotka i koleżanka z pracy Deidre zostały przedstawione dość dokładnie, jednak jej tata... cóż, równie dobrze mogłoby go nie być, bo nie wniósł zupełnie nic do powieści. I może na tle tych dobrze zarysowanych charakterów pozostałych postaci, brak jakiegokolwiek u niego, aż tak bardzo mnie raził?
Przebieg akcji i to, jak (prawie) wszystkie elementy, także te, na które nie zwracałam zbytniej uwagi, ułożyły się w logiczną i pasjonującą całość, zrobiło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Tak jak i styl autorki, który jest lekki i przyjemny.
Jedyny zarzut, jaki mam to to, że zabrakło epilogu, który podsumowałby całą tę historię i zakończył pewne niewyjaśnione wątki... ale mam nadzieję, że w takim razie odpowiedzi na nie znajdziemy w drugiej części.
Dla wszystkich osób tęskniących za baśniowym klimatem okraszonym nutką grozy, pragnących poznać interesujących bohaterów i chcących zagłębić się w porywającej fabule i ciekawym wątku miłosnym, „Lament. Intryga Królowej Elfów” będzie książką idealną. Jest to taka historia, którą chce się czytać i o której nie chce się zapomnieć... i do której pewnie nie raz będzie się wracało :) Polecam!.
Zuzanna S.
2011-05-04 14:00:01,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Pamiętacie te piękne opowieści z dzieciństwa o elfach i wróżkach, o zaklętych księżniczkach i miłości silniejszej niż śmierć? Pamiętacie te czasy, kiedy nie było rzeczy niemożliwych? Zwykły patyk zmieniał się wówczas w czarodziejską różdżkę, a kilka połączonych ze sobą liści w koronę. Jeśli chcecie przeżyć wielką, magiczną i romantyczną przygodę, to dobrze trafiliście.
„Lament” to w zasadzie typowy przedstawiciel paranormal romance, nie sposób nie zauważyć tu kilku klasycznych już schematów pojawiających się wcześniej, takich jak tajemniczy chłopak, czy trójkąt miłosny. Jednak pomimo tego, co nieuniknione, na każdym kroku jesteśmy zaskakiwani rozwiązaniami całkowicie nowymi i oryginalnymi.
Zacznijmy od głównej bohaterki; to szesnastoletnia dziewczyna o oryginalnym imieniu Deirdre. Czy jest typową przedstawicielką swojej grupy społecznej, czyli przeciętną uczennicą amerykańskiego liceum? Otóż nie. To utalentowana harfistka odnoszącą spore sukcesy w dziedzinie muzyki. Na jednym z konkursów poznaje Luke’a - tajemniczego chłopaka o mrocznej przeszłości. Dlaczego wzbudził moją aprobatę? Ponieważ nie jest kolejnym ponurym i obrażonym na cały świat zbuntowanym nastolatkiem, a wesołym, pełnym życia młodzieńcem, który od samego początku stara się zaimponować Dee. No i gra na flecie. Chłopak motywuje Deirdre do odważniejszej, bardziej wirtuozowskiej gry, chwilę później postanawiają wykonać duet.
Od tego czasu zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a wszystkie zdają się mieć związek z magicznymi stworzeniami rodem z mitologii – fejami.
O wróżkach napisano już wiele. W literaturze młodzieżowej istoty te stały się niemal tak popularne jak wampiry, czy anioły. Przyjęło się różne tłumaczenie ich oryginalnej nazwy – faeries. Oprócz tej najczęściej spotykanej – wróżek spotykamy się z elfami, piksami, czy wreszcie nomenklaturą przyjętą w polskim tłumaczeniu „Lamentu” – fejami.
Książka pani Stiefvater wyróżnia się spośród innych utworów o podobnej tematyce swoim niezwykłym, oryginalnym i fascynującym światem przedstawionym. Cechy magicznych istot, obrzędy, rytuały i zwyczaje zaczerpnięte są wprost z celtyckiego oraz germańskiego folkloru dając nam wrażenie autentyzmu wszelkich nadprzyrodzonych elementów, z którymi mamy do czynienia w trakcie czytania.
Co mnie szczególnie urzekło w „Lamencie”, to fakt, że świat fejów nie jest jedynie dodatkiem do opisu zwykłego, codziennego życia nastolatki. Gdzie tam! Magia wypływa z każdej strony powieści, zalewa nas cudownym wrażeniem baśniowości, wciąga wewnątrz wykreowanego świata i hipnotyzuje wyartykułowaną za pomocą liter muzyką. Cała fabuła, mimo, że osadzona w świecie dobrze nam znanej rzeczywistości, jest podporządkowana jakiemuś wyższemu porządkowi. Wszystkie elementy z dwóch różnych światów łączą się w jedną, harmonijną całość, a czytelnik wkrótce zdaje sobie sprawę z tego, że zamiast podążać dobrze sobie znaną ścieżką, wpadł w zasadzkę elfiej muzyki i pochłonięty dzikim tańcem zapomniał się w tym niezwykłym świecie.
Same feje budzą skrajne emocje; od strachu i niechęci, poprzez ciekawość, aż po szczerą sympatię. Wielkie gratulacje za stworzenie tak bogatego i ciekawego przekroju przez całą Faerię.
Autorka bardzo umiejętnie buduje napięcie w powieści, dzięki czemu trudno się oderwać od lektury. Wszystko zaczyna się niewinnie, ale z czasem każdy aspekt opisywanej przygody robi się coraz bardziej mroczny, niebezpieczny. Razem z bohaterką wnikamy w świat fejów, odczuwamy strach z domieszką zauroczenia. Wszystko to prowadzi do naprawdę spektakularnego, gorzko-słodkiego finału, który tylko zaostrzył mój apetyt na poznanie dalszych losów wykreowanego świata.
„Jeśli spośród muzyki elfów da się wyróżnić jakiś instrument, to jest to zazwyczaj właśnie harfa.” *
Czyli parę słów o harfie i muzyce. Podoba mi się, że muzyka odgrywa tak wielką rolę w powieści. Opisy melodii, teksty pieśni pojawiają się dosyć często i umiejętnie budują atmosferę prezentowanych wydarzeń. To dzięki muzyce fejowie żyją i funkcjonują, muzyka jest ich całym światem i te emocje da się odczuć na łamach powieści.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie spostrzegła pewnej nieścisłości. Nie wiem na jakim instrumencie dokładnie grała Dee, ale klasyczna harfa waży około 30 kilogramów i osiąga wysokość 170 centymetrów, w związku z czym nie da się jej tak po prostu nosić pod pachą jak robiła to bohaterka. Harfa celtycka, o której mowa w treści, jest jeszcze potężniejsza. ;)
„Lament” to powieść, która przypadnie do gustu wszelkim miłośnikom przygody i romansu, ale także osobom pragnącym całkowicie oderwać się od rzeczywistości i zanurzyć się w świecie pełnym magii i muzyki. To pozycja dla wszystkich miłośników elfów oraz dla tych, którzy dopiero chcą je poznać.
------
* Wird Sikes, „Elfy. Brytyjskie gobliny, walijski folklor, elfia mitologia, legendy i tradycje”, tłum. Marek Skowerski, wyd. Armoryka, 2010, s. 88.