Jerzy K.
2006-01-08 22:42:37,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Co nam ofiarował chrześcijanin Wschodu?
W połowie pierwszego kwartału 2004 na rynku księgarskim ukazała się praca p. Jacka Konarskiego pod znamiennym tytułem: Co nam ofiarował chrześcijanin Wschodu? Podtytuł wyjaśnia, ze w publikacji chodzi o słynnego hinduskiego jezuitę, którego twórczość jest dobrze znana polskiemu czytelnikowi. Ojciec Anthony de Mello żył w latach 1931-1987. Popularność przyniosła mu oryginalna twórczość (jedenaście tomików zapisanej poezji, prozy poetyckiej, bądź książeczek zawierających refleksje psychologiczno-medytacyjne. Książki de Mello ukazywały się w Polsce od końca lat osiemdziesiątych w dwóch wydawnictwach zakonnych ojców werbistów – Verbinum i ojców jezuitów – krakowska oficyna WAM, a także w Domu Wydawniczym Rebis z Poznania. W połowie 1998 r., a więc 11 lat po śmierci hinduskiego jezuity, watykańska Kongregacja Nauki Wiary wydała notyfikację ostrzegającą przed lekturą pism coraz bardziej słynnego zakonnika. Zdaniem kard. Ratzingera, autora notyfikacji podpisanej następnie przez papieża, lektura książek A. de Mello może prowadzić do poglądów czy opinii niezgodnych z tradycją biblijną i nauczaniem Kościoła.
Przedmowę do książki Jacka Konarskiego napisał znany terapeuta Benedykt Peczko, dyrektor Polskiego Instytutu Neuro-Lingwistycznego Programowania w Warszawie, który przed kilku laty użyczył swego pióra, pisząc przedmowę do jednej z książek samego de Mello . W Przedmowie tej B. Peczko podkreśla, że pierwotną i przez cały czas uprawianą profesją A. de Mello była psychoterapia i przypomina, żeby – przystępując do lektury książki o de Mello i meandrów jego recepcji w katolickiej rzeczywistości – tę właśnie psychoterapeutyczną perspektywę mieć na względzie.
Książka J. Konarskiego jest pierwszą w Polsce próbą egzegezy dorobku teologiczno-literackiego hinduskiego duszpasterza. Jej autor we Wprowadzeniu zaznacza, że jest osobą wierzącą i stara się ukazać dorobek ojca de Mello na miarę swego teologicznego przygotowania. Książka Konarskiego składa się z siedmiu rozdziałów, z których pierwszych sześć jest dokładnym sprawozdaniem z lektury, podzielonym na zagadnienia: 1) Teologia apofatyczna, 2) Antropologia mistyków, 3) Źródło prawdziwego szczęścia, 4) „Upadek” i „usprawiedliwienie” człowieka, 5) Błędnie pojęta religijność, 6) Świadomość – fundament autentycznego życia. Każdy z tych rozdziałów może stanowić osobny traktat teologiczny, zatem można je czytać w dowolnej kolejności.
W rozdziale 7., zatytułowanym Zastrzeżenia i wątpliwości, J. Konarski czyni sprawozdanie z debaty, jaka w latach dziewięćdziesiątych przetoczyła się wokół hinduskiego jezuity na łamach polskiej prasy katolickiej; a z tymi, którzy zgłaszali zastrzeżenia krytyczne, podejmuje rzeczową teologiczną dyskusję. Zatem egzegeza chrześcijanina Wschodu – jak sam siebie określał de Mello – została zamknięta między merytorycznym wprowadzeniem znanego psychoterapeuty, a polemicznym studium o krytykach de Mello pośród polskich księży i publicystów katolickich. I właśnie taką „obramowaną” lekturę, podjętą równocześnie od początku i od końca, chciałbym zaproponować tym czytelnikom, którzy dotąd nie sięgnęli po książkę Konarskiego. Lektura klasyczna, zwłaszcza dla znawców twórczości hinduskiego jezuity, może stać się nieco nużąca. Z kolejnych akapitów dowiadujemy się, że w innych religiach, zwłaszcza w hinduizmie czy buddyzmie, można znaleźć wątki niezwykle bliskie chrześcijaństwu; że niektóre myśli czy sformułowania de Mello są bliskie mistykom chrześcijańskim późnego Średniowiecza; wreszcie – co może najważniejsze – jego odczytanie prawd Ewangelii jest naoczne, bezpośrednie i „czyste”.
De Mello w wielu swych wypowiedziach apeluje o samodzielne i aktywne stawanie się „sobą”. Autor książki przytacza w przypisie tekst Anthony’ego de Mello Dojrzałość:
Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom Mistrz powiedział:
- Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na własnych nogach? Uczeń był zaskoczony.
- Przecież to ty uczyłeś nas, by uważać Boga za Ojca!
- Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się wspierać, lecz tym, kto wyzwala cię z twojej skłonności, do wspierania się na kimkolwiek .
W ten sposób wątki początkowe, zawarte w opisie inspiracji teologią negatywną, łączą się z buddyjskim rozumieniem szczęścia i treściami zawartymi w rozdziale o błędnie pojętej religijności.
Doświadczenie buddyzmu zawarte w nauczaniu o ośmiorakiej ścieżce ma zatem wartość kluczową i wyzwalającą. Chrześcijanin może je rozwinąć, dołączając osiem błogosławieństw Jezusa z Kazania na Górze. Jacek Konarski formułuje to następująco: „Buddyzm jest dla każdego człowieka najbardziej pierwotną, ale nie jedyną i nie ostateczną drogą prowadzącą do wyzwolenia. Gdy usilnie praktykujemy wskazania ośmiorakiej ścieżki, to znaczy gdy praktykujemy przykazanie miłości bliźniego i prowadzimy ascetyczne życie, pojawia się Jezus i dyskretnie pyta, czy nie chcielibyśmy przyjąć Jego pomocy” (s. 105).
Po tym wspólnym dla duchowości Wschodu i Zachodu etapie należy dokonać wyboru dalszej drogi, co jest tematem centralnym ze względu na odmienny tych dwóch tradycji stosunek do cierpienia. Stąd też rozdział czwarty („Upadek” i „usprawiedliwienie” człowieka) w pracy J. Konarskiego staje się tym miejscem, z którego powinna wyrosnąć jego następna książka, ponieważ zawiera on fundamentalne pytanie o naturę zła. Zło jest wpisane w porządek stworzenia i nie ma zdaniem Konarskiego jednolitego charakteru. Autor nie neguje możliwości wyboru radykalnego zła, podkreśla jednak, że w praktyce trudno orzec czy, a tym bardziej kto takiego wyboru dokonał. Zarówno w tekstach Ewangelii, jak i w nauczaniu de Mello szuka słów usprawiedliwiających każdego grzesznika, poprzez postrzeganie źródła zła w perspektywie bardziej niewiedzy, niż pozytywnych wyborów człowieka. Konstatuje, że egoizm wypływający z instynktu życia oraz naturalne procesy starzenia się i śmierć są nieodłącznym elementem naszej egzystencji. Wspólna inspiracja buddyzmem i chrześcijaństwem w nauczaniu hinduskiego jezuity dyktuje wielokrotne pouczenia jak rozstawać się z egoizmem własnej natury. Ale w ten sposób kłopotliwy misjonarz, którym stał się de Mello, buduje odkrywczą perspektywę odczytania ewangelicznego przesłania Zbawiciela. Przesłania, zgodnie z którym prawda winna być prawdą dla niej samej, a dobro – dobrem dla samego tylko dobra.
Jakże często jednak tak nie jest. Nie jest tak dla człowieka starego, chociażby dla odczuwających starość rodziców każdego z nas, dla człowieka skołowanego poczuciem zaszczucia, bądź zagubienia, przekraczającego próg gabinetu psychologa i w wielu innych sytuacjach. Ale zaraz pojawia się pytanie, jak naprawdę powinno być, skoro dobro i prawda dla nich samych takimi nie są dla bardzo wielu ludzi. Na pewno wartości te nie są samoistne dla czytających de Mello z poczuciem zagrożenia publicystów katolickich, dla kard. Ratzingera, dla papieża. Zawsze istnieje jakieś „po cos”, choć tym „po coś” może być tak, a nie inaczej rozumiana droga do zbawienia; takie, a nie inne duszpasterstwo; jednolitość Kościoła, czy obciążone historycznie relacje miedzy stolicą apostolską, a wyemancypowaną wspólnotą zakonną Towarzystwa Jezusowego.
W historii Kościoła było wielu mistyków. Jedni zostawali świętymi, innych jak np. ojców pustyni, Mistrza Eckharta, czy Anthony`ego de Mello historyczny Kościół uważał za niebezpiecznych i w pewnych okresach wolałby, aby ludzie o nich zapomnieli. Dlaczego tak, jest skoro mistyka jest jedną z najpewniejszych dróg w relacji człowiek – sacrum? Odpowiedź z wielu powodów nie może być jednoznaczna. Nie tylko dlatego, że przesłanie każdego mistyka jest nieco inaczej wyrażone. Ponadto zobaczyć Boga poprzez nicość i zobaczyć nicość poprzez Boga, to nie jest ta sama droga, a w literackim przesłaniu mistyki drogi te niekiedy bardzo się do siebie zbliżają i przez odczytujących świadectwa mistyczne mogą być mylone. I ten ostatni powód wystarczy, żeby niejeden kapłan-przewodnik stwierdzał: „Nie możesz mnie opuścić: jestem ci potrzebny od narodzin aż po grób. Beze mnie zabłądzisz, oślepiony przez mistyczne Światło, nie zobaczysz drogi, którą znam ja”.
Nauczyciel, terapeuta czy mistyk nie potrzebują dozgonnej obecności tych, których przyjdzie im nauczać, „naprawiać” ich wnętrze, by mogli coś pożytecznego ze swym życiem uczynić, czy wskazywać im drogę. Jednak kapłani każdej religii rzadko potrafią się zdobyć na tak daleko posuniętą bezinteresowność. Hinduski zakonnik, któremu Jacek Konarski poświęcił swoja piękną książkę, na pewno należał do bezinteresownie doskonałych, doskonałych w sensie czystości swego praktycznego jak i zarazem religijnego przekazu.
Jerzy J. Kolarzowski.