Martyna P.
2017-06-02 13:47:37,
ocena: 3
Opinia użytkownika sklepu
Sagi rodzinne mają to do siebie, że zawsze sięgam po nie z wielkim optymizmem. Uwielbiam rodzinne historie i perypetie, w których mogę utonąć. Co może być bardziej interesującego od życia, takiego jak nasze? W dodatku cieszę się, gdy dzieje się to na innym kontynencie i mogę poznać kulturę innego kraju. Tak właśnie było w przypadku książki "Kraina miłości i zatracenia". Moją szczególną uwagę zwróciły wyspy dziewicze, na których to osadzona jest historia. Karaiby od zawsze owiane są tajemnicą, którą chcielibyśmy poznać. Dlatego, gdy zaczynam pisać o tej książce, muszę wspomnieć o tym cudownym regionie świata. Autorka zachwyciła mnie opisami tamtejszej kultury. Możemy ją poznać od podszewki, co bardzo mi się spodobało. Zawsze chciałam podróżować, i chociaż nie mogę zrobić tego w prawdziwym życiu, to cieszę się, że książki mogą mnie przenieść właśnie w miejsca, które chciałabym odwiedzić. Zaczytując się w tej historii, miałam wrażenie jakbym leżała na karaibskiej plaży, wpatrując się w przeźroczystą wodę morza. Z książki bije niesamowity klimat, którego nie da się nie odczuć.
Oczywiście żadna powieść nie obejdzie się bez bohaterów. W tym przypadku muszę powiedzieć, że niestety nie zachwycili mnie tak bardzo, jak bym chciała. Sagi rodzinne to przede wszystkim bohaterowie, którzy powinni nas oczarować. To właśnie oni napędzają całą historię i pokazują, jak ciężkie może być życie. Tutaj natomiast wydawali mi się oni po prostu dziwni, jakby nie wiedzieli, co mają zrobić ze swoim życiem. Niby wszyscy się od siebie różnią, ale są tak samo płascy i niewyraźni. I jeszcze do tego te "wyjątkowe dary", które niby posiadają. Dla mnie nie były one wcale wyjątkowe. Dla mnie były przerysowane i na wyrost. Tak jak by autorka na siłę chciała dodać do książki coś innego, czego jeszcze nie było. Szkoda tylko, że poszło to na jej niekorzyść.
Nie mogę pominąć pewnego tematu, który w innych przypadkach mi się podobał i miałam przy nim dreszczyk emocji, a tutaj czułam tylko niechęć. Jest to kazirodztwo, które występuje w tej powieści. Mamy już na rynku powieści, które poruszają ten temat w mniejszym lub większym stopniu. Tutaj jest go naprawdę sporo. Jeżeli już autor lub autorka chce poprowadzić taki wątek, to powinien on być delikatny, aby w żaden sposób nie uraził czytelnika i nie wywołał w nim niechęci lub obrzydzenia. Tutaj niestety wyglądało to w sposób "każdy z każdym robi dosłownie wszystko". Czułam przez to niechęć, której być nie powinno. Wydaje mi się, że autorka chciała żeby to było wyraziste, a wyszło za bardzo na przerost.
Na korzyść książki z pewnością przemawia język, jakim posługuje się autorka. Jest taki miękki i lekki. Dzięki temu powieść czyta się w zadziwiającym tempie i nim się obejrzymy, jesteśmy już przy końcu. Tiphanie Yanique zauroczyła mnie swoim bogatym słownictwem i tym jak przyjemnie czyta się tą historię. Jest to naprawdę dobry początek, musi jednak przestać tak kombinować, bo staje się to sztuczne. Książkę mogę polecić osobom, które szukają czegoś na leniwe wieczory. Nie jest to lektura, która zapadnie wam w pamięć, ale mimo wszystko warto ją przeczytać. Szczególnie polecam ją tym, którzy lubią dziwne i nierealne zjawiska, oraz sagi rodzinne.
Angelika D.
2017-04-12 20:54:13,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
Niesztampowe książki to przede wszystkim dobra fabuła, fajny risercz i lekka nadnaturalność, hiperbolizacja rzeczywistości. Coś, co miesza się z jawą i snem, jednocześnie podkręcając złożoność ludzkiej natury.
No i mogłabym rzec, że to jest świetne, ale w przypadku "Krainy miłości i zatracenia" to nie będzie takie proste. Mam bowiem do czynienia z pozycją, która może burzyć co bardziej konserwatywną krew, powodując, że powieści do końca nie uda się zrozumieć. I dobrze. Normalne książki są nudne.
Wyspy Dziewicze... musiałam wyguglować, gdzie to się znajduje, a potem przejść do grafiki, by trochę powzdychać do tamtejszych krajobrazów. Umiejscowienie fabuły, historii książki w takim miejscu było pierwszym plusem tej historii. Poczułam podmuch lata, trochę niepokojący, ale nadal był to letni wiaterek. Do tego doszła stylizacja całości, dodawanie ułamków w postaci tamtejszych ciekawostek. To bardzo ważne, ponieważ można napisać: XYZ jest na Wyspach Dziewiczych. A można sprawić, że i czytelnik szybko tam się znajdzie. To właśnie udało się autorce tekstu.
I nie przyczepiłabym się do stylu, gdyby nie to, że mamy do czynienia z mało umiejętnym zapisem tego, ze autorka wszystko zmienia. Czas, postacie, narratorów, rany boskie. U nas, w światku pisarzy, takie zabiegi są bardzo gnębione przez innych. W odczuciu jednych to poważny błąd, dla mnie to wybijanie czytelnika z lektury. W momencie, kiedy muszę wrócić do poprzedniego akapitu, bo nie wiem, co się nagle zadziało i o kim czytam, taki zabieg jest całkowicie nie na miejscu. Brakuje tu pewnej dojrzałości, związanej z łagodnym przechodzeniem, chociaż osobiście nie podoba mi się posiadanie więcej niż dwóch narratorów. Ale rozumiem, że tak było trzeba.
Jeżeli chodzi o sagę rodzinną - w szkielecie, w budowie tej materii nie było nic niestandardowego prócz... wątków kazirodczych. To było absolutnie zaskakujące i po prostu muszę wam to zaspoilerować, bo to automatycznie zaburza mój obraz znaczenia słów: saga rodzinna. Owszem, mamy do czynienia z fajną problematyką, z błędami, z więziami rodzinnymi, tymi... niesamowitymi. I bardzo odrzucającymi, na tyle, że przez chwile zastanowiłam się, czy jakaś drobna uwaga nie powinna czasem znajdować się gdzieś w książce, bo mamy dość konserwatywne środowisko.
Powieść ma drugie dno. Trzecie dno. No dobra. Ma kilka dróg interpretacji, a każda z nich jest na swój sposób dobra. Realizm magiczny, ta delikatna nutka, powoduje, że na pierwszy rzut oka to konflikt dobro/zło jest najważniejszy. Wydarzenia, które przytrafiają się bohaterom, miotają ich tam i z powrotem, nie dając chwili do głębszego przemyślenia. Tam wszystko żyje na swój sposób, którego nie zawsze będzie dane nam poznać.
Bo nie. I to jest ciekawe.
Język jest, nareszcie (!), niebanalnie ciekawy. Mamy "trudne słowa", które w rozwijający sposób wpływają na lekturę. Nie ma tu współczesnego języka, który zabija indywidualność tego dzieła. Pogratuluję w tym miejscu tłumaczce, bo jak matkę kocham, cudowna to jest robota. I to jest dla mnie plus, a dla innych minus. Teraz mało kto lubi "trudna jenzyk, polska jenzyk", ale ja właśnie uwielbiam docenienie naszej struktury słownikowej. Bo mamy w języku bardzo dużo synonimów. Cieszmy się nimi. Nie mówiąc o słowach, których większość nie zna i powinna poznać.
To nie jest książka dla każdego, chociaż mogłaby taka być. Mamy tutaj dużo tego, co ludziki lubią najbardziej - klimat, rodzinne więzi, odrobina magii, ładna okładka. Jednak musimy być wymagającym czytelnikiem, by porzucić rzeczywistość i dać się wciągnąć ze zrozumieniem w tę historię.
Joanna N.
2017-03-24 18:34:41,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Szum oceanu w muszli, piękne krajobrazy. W taki cudowny świat zabierze nas autorka książki "Kraina miłości i zatracenia" Tiphanie Yanique.
Książka jest pełna namiętności, tajemnic i miłości, czasami jest to uczucie zakazane i nieakceptowane również we współczesnym społeczeństwie.
Autorka zabiera nas w podróż na wyspy Dziewicze, gdzie przedstawia nam historię rodziny Bradshaw.
Akcja rozpoczyna się, kiedy na wyspie zaczynają rządzić Amerykanie.
Przejmują tam władzę i wprowadzają swoje zmiany. Rodzinę, której sagę mamy przyjemność czytać poznajemy na samym początku. Jest to ojciec, czyli Owen - kapitan, jego żona Antoinette oraz córki Eeonę i Anette. Owen to człowiek mocno związany z morze. Pływa na statku, niestety ginie na morzu. Owen to również ojciec i mąż, który oprócz żony ma kochankę, a właściwie dwie. Utrzymuje on bowiem zakazany związek ze swoją córką Eeone. Ta, kiedy dowiaduje się, że matka jest w ciąży, rzuca na ojca przekleństwo i jego statek rozbija się, a on i jego załogą giną. I tu dowiadujemy się, że nasi bohaterowie nie są tak całkiem zwyczajni. Eeone ma dar rzucania przekleństw i uroków. Owen ginie na morzu, okazuje się, że jego kochanka jest również w ciąży. Kiedy Antoinette rodzi córkę, na świat przychodzi również syn jej męża Jackom. Anette nie wie jednak o istnieniu swojego brata. I tu zaczyna się plątanina wielu wydarzeń i nitek, które chcą połączyć ze sobą rodzeństwo. Czy to się uda? A może to doprowadzi do tragedii?
Matka dziewczynek po śmierci męża zostawia młodszą Anette pod opieką starszej i wyjeżdża do Ameryki. Nakazuje jednak żeby ta strzegła siostrę przed Jackobem. W książce dominująca rolę odgrywa realizm magiczny. Ta granica między rzeczywistością a realnym światem jest tu bardzo cienka. W powieści możemy poznać wiele legend i podań z wiązanych z miejscem akcji. Czyta się je jednak z wielką przyjemnością, ponieważ one idealnie wplatają się w fabułę książki. Sama fabuła również nie pozwala nam się nudzić. Jest to saga, więc poznajemy bohaterów, kiedy są dziećmi i idziemy z nimi przez kolejne lata ich życia. Potem na świat przychodzi Anette. Dziewczyny dojrzewają i stają się dojrzałymi kobietami. Niestety życie rodziny Bradshawów jest pełne kłamstw, kontrowersyjnych związków. Książka jest dość gruba, liczy sobie bowiem ponad 500 stron. Co w zasadzie przy gatunku, jakim jest saga nic złego. Jednak mam wrażenie, że autorka tak stara się nas przeprowadzić przez książkę, że ta ilość strona nie wydaje się zbyt duża. Jeśli lubicie książki z odrobiną magii, legendy i tajemniczości. Jeśli lubicie książki trochę kontrowersyjne, zakazana miłość między ojcem i córką. Ta książka jest dla Was.
Biały N.
2017-03-15 11:42:42,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
Wyspy Dziewicze, początek XX wieku. Czas przemian politycznych, modernizacji, elektryczności, pierwszych automobili na wyspie. Czas rozwoju, który jednocześnie cofa utarte ścieżki, czas nowoczesności, która zabija tradycję. Czas tworzenia podziałów, piętnowania odmienności, traktowania tubylców jak obcych i niepożądanych na własnej ziemi. A w tym wszystkim wielopokoleniowa rodzina Bradshaw, która skrywa mroczne tajemnice i zakazane pragnienia. Rodzina magiczna i wyjątkowa, tak jak wyjątkowa jest powieść "Kraina miłości i zatracenia" autorstwa Tiphanie Yanique.
Na Wyspach Dziewiczych kończy się okres panowania Danii, a rządy obejmują Stany Zjednoczone. Osierocone siostry Anette i Eona oraz ich przyrodni brat Jacob stają na progu dorosłości. Żadne z nich nie jest zwyczajnym dzieckiem - przez los zostali naznaczeni niezwykłymi darami, które są zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Życie rodzeństwa wypełnia pogoń za niedoścignionymi i zdradliwymi marzeniami, przykre zderzenia z codziennością oraz otaczające ich zewsząd rodzinne sekrety. Młodzi ludzie muszą zmierzyć się także z nową władzą, która ludność Wysp Dziewiczych uważa za gorszych i nierównych rdzennym obywatelom Ameryki.
"Kraina miłości i zatracenia" to powieść, która łączy w sobie różne gatunki. Mamy tu do czynienia z wątkiem społeczno - obyczajowym, fantastycznym oraz historycznym, choć ten ostatni jest tylko luźnym nawiązaniem do prawdziwych wydarzeń (co sama autorka zaznacza w posłowiu). Wyjątkowy klimat książki tworzą elementy nadprzyrodzone, które ciasno splatają się z faktycznymi wydarzeniami. Przekazywane z ust do ust miejscowe legendy i opowieści, dawne wierzenia i tradycje wprowadzają czytelnika w inny świat - świat pełen symboli, magii, świat, w którym nie wszystko jest jasne i oczywiste, a jednocześnie każde zdarzenie ma głośną wymowę.
Tiphanie Yanique użyła w swojej książce języka, któremu daleko od współczesności, a który mimo to czyta się lekko i bez rozdrażnienia. Nietuzinkowe metafory oraz oryginalne określenia i opisy nie wydają się przesadzone czy wydumane. Nawet więcej - ich użycie to chyba jedyna słuszna droga, droga, która wzmaga magiczny charakter powieści i jeszcze mocniej oddaje jej klimat.
Niestety, nie wszystko w "Krainie miłości i zatracenia" wygląda tak kolorowo. Najsłabszym elementem tytułu stał się zmienny i pogmatwany sposób narracji. Raz mamy do czynienia z opowieścią wszechwiedzącego, postronnego obserwatora, a raz do głosu dochodzą sami bohaterowie. Zabieg ten z pewnością miał na celu przybliżenie nam postaci z książki, głębsze nakreślenie ich indywidualizmu, jednak ostatecznie wprowadził tylko niepotrzebny chaos. Momentami łatwo jest się zagubić i nie rozpoznać kto aktualnie streszcza historię rodziny Bradshaw.
Sama akcja nie biegnie równym rytmem - czasem przyspiesza, staje się wartka i wciągająca, a czasem spowalnia i zdaje się nie mieć konkretnego celu. To tak, jakby autorka nagle traciła zapał do swoich pomysłów i po chwili zastępowała je nowymi. Całe szczęście Tiphanie Yanique dość silnie rozwinęła ciekawy wątek dyskryminacji rasowej, który towarzyszy nam przez całą lekturę i stanowi jeden z trzonów powieści. W połączeniu z fantastyczną otoczką i grzesznymi tajemnicami daje to naprawdę barwną, oryginalną opowieść.
Karaiby, magia, walka o własną wolność i saga wyjątkowej rodziny - to właśnie "Kraina miłości i zatracenia" Tiphanie Yanique. Powieść porywająca klimatem tropikalnych wysp oraz ludowymi wierzeniami. Polecam tym, którzy nie stoją twardo po stronie realizmu, a w lekturze szukają niezwykłości i głębi.
Magda W.
2017-03-13 22:47:12,
ocena: 3
Opinia użytkownika sklepu
Rodzina Bradshawów od pokoleń zamieszkiwała Wyspy Dziewicze. Byli na wyspach jeszcze przed Dniem Transferu, kiedy to ich teren został przejęty przez Stany Zjednoczone. Familia ta jest pełna magii i tajemnic. Skrywa sekret, który w przyszłości przysporzy problemów wielu następnym pokoleniom. Zapraszam was do "Krainy miłości i zatracenia" Tiphanie Yanique.
Długo przymierzałam się do tej książki. Pierwszy raz bowiem miałam do czynienie z tą autorką, ba... po raz pierwszy czytałam sagę rodziny. Czy podobało mi się?
Na początku tej długiej historii poznajemy Owena Arthura, kapitana statku, męża, ojca i, jak się później okazało kochanka. Bradshaw to silny mężczyzna, który kocha wszystkie kobiety, córkę pokochał bardziej niż ojciec powinien kochać swe dziecko. Eeona - śliczna dziewczynka, urzekająca swoją urodą wszystkich wyspiarzy, wzbudzająca zazdrość nawet w swojej matce Antoinette. Mała kocha ojca jak on ją, miłością nie rodzinną - miłością kochanków. W momencie gdy matka rodzi drugie dziecko - Anette, papa nie ma już tyle czasu dla Eeony, skupia się na żonie oraz córce. Nie ma wówczas już czasu nawet dla swojej kochanki i ich nieślubnego dziecka. Zraniona córa rzuca wtedy klątwę na ojca - kapitan ginie.
Czytając powieść po tym wstępie towarzyszymy siostrom w okresie ich dorastania, widzimy jak najpierw tracą ojca, potem matkę. Jak Eeona, starsza zajmuje się młodszą, wprowadza ją w dorosłe życie, uczy być damą, kobietą godną zainteresowania. Widzimy z jakimi mężczyznami wiąże się Anette, rodzi dzieci ze swoich związków. Klątwa rodziny wychodzi na jaw gdy dziewczyna poznaje Jacoba Esau, zakochuje się w nim, nie wiedząc, że ów młodzieniec to jej przyrodni brat. Jakie skutki przyniesie rodzinie ich miłość?
Powieść czytało mi się dobrze. W prawdzie odniosłam wrażenie, że akcja przyspieszyła dopiero na koniec, ale mimo to, każda chwila z tą książką była dla mnie przyjemna. Pani Tiphanie w swej historii urzekła mnie jednym zabiegiem - ciągłą zmianą narracji. Raz historię opowiadają "zabobonniczki", za moment mówi do nas Eeona, Anette, Owen czy Jacob. Skaczemy trochę po osi czasu, raz opowiadając o przeszłości, za moment o wydarzeniach bieżących. Z początku ciężko było zorientować się kto w tej chwili jest narratorem, ale po dłuższym zapoznaniu się z bohaterami, szło już całkiem sprawnie, i - przyznam szczerze - pierwszy raz miałam do czynienia z takim zabiegiem w książce, ale podobało mi się to(...)
więcej na [Adres usunięty]
Dominika D.
2017-03-10 11:12:59,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
Kraina miłości i zatracenia to książka, podczas której czytania poczujecie się, jakbyście wylegiwali się na karaibskiej plaży, otoczeni ciepłem i pięknem Wysp Dziewiczych. Wspaniały klimat miejsca akcji i wciągająca historia pewnej rodziny sprawi, że nie będziecie w stanie oderwać się od lektury.
Historia zaczyna się w czasach, kiedy Stany Zjednoczone przejmują władzę nad Wyspami Dziewiczymi. Poznajemy rodzinę Bradshaw, ojca, matkę i córkę, która zniewala swoją niezwykłą urodą. Z czasem do opowieści dołączają kolejni członkowie rodziny, której perypetie są tak zawiłe i skomplikowane, że czasem od tego wszystkiego kręci nam się w głowie. Mijają kolejne lata, podczas których towarzyszymy losom Eony, Anette i Jacoba i z każdą kolejną stroną robi się coraz ciekawiej.
Powiem szczerze, że przez kilkadziesiąt pierwszych stron byłam sceptycznie nastawiona do całej tej książki, choć nie umiem dokładnie powiedzieć dlaczego. Miałam wrażenie, że tylko się wynudzę, choć oczywiście niesamowicie się pomyliłam. Klimat Wysp Dziewiczych oddziaływał na mnie bardzo mocno, niemal słyszałam szum morza, delikatny powiew wiatru i gwar ludzi, sprzedających na targu najróżniejsze dobra. Wszystko to tylko świadczy o tym, że świat przedstawiony w Krainie miłości i zatracenia przedstawiony został w sposób, który wpłynął na moją wyobraźnię, a to ogromny plus dla autorki książki.
Jeśli chodzi o bohaterów - niesamowita kreacja osobowości. Rodzina Bradshaw była naprawdę skomplikowana, a relacje pomiędzy nimi nieraz budziły we mnie najróżniejsze uczucia, od zniesmaczenia po rozbawienie. W ich życiach wiele się działo, za równo dobrego jak i złego, a każda z tych sytuacji miała ogromny wpływ na ich charaktery. Posiadali pewne dary, które, jak napisane jest na okładce książki, okazały się zarówno ich błogosławieństwem jak i przekleństwem. Różnili się od siebie w niemal każdym calu, a jednak wciąż łączyły ich wspólne losy, których nie mogli zmienić.
Książka napisana w dość prostym stylu, aczkolwiek pojawia się tu jeden dziwny zabieg, który na początku nieco mnie irytował. Mianowicie ciągła zmiana narracji - raz pojawiała się trzecioosobowa, za chwilę pierwszoosobowa, czasami można było pogubić się w tym, kto opowiada historię. Na szczęście po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tego i nie przeszkadzało mi to już tak bardzo.
Czytając Krainę miłości i zatracenia musimy dopuścić do siebie istnienie magii oraz rzeczy niemożliwych, które nie raz będą nas zaskakiwać. Wszystko to jednak ma niesamowity wpływ na odbiór książki, do której myślami jeszcze nie raz będę wracała.
Książka łączy w sobie zarówno fakty historyczne jak i mity czy legendy, które nadają jej ciekawego wymiaru. Do tego wielki plus za słowniczek na końcu, który wyjaśnia nam kilka niezrozumiałych pojęć pojawiających się podczas całej lektury. Ogólnie rzecz biorąc, pomimo kilku niedociągnięć, jestem zadowolona i mogę polecić tą pozycję.
Królewskie R.
2017-02-28 21:34:25,
ocena: 3
Opinia użytkownika sklepu
Jest początek XX wieku. Nadchodzi kres panowania Danii nad Wyspami Dziewiczymi, a władzę w tym miejscu przejmują Stany Zjednoczone. Szykują się wielkie zmiany na wyspie. Nikt nie wie czego się spodziewać. Wśród tego wszystkiego jawi się niezwykła rodzina Bradshawów owiana magią, tajemnicami, związana wieloma przepowiedniami...
Niebawem od tych wydarzeń na Morzu Karaibskim tonie statek, a wraz z nim kapitan Bradshaw, ojciec trójki- Eeony, Anette i Jacoba. Dwie osierocone siostry oraz ich przyrodni brat są pod wpływem niewyobrażalnych mocy i klątw. Stają też w obliczu niepewnej przyszłości i trudnej do zidentyfikowania tożsamości. Dwie matki muszą stać na straży swoich dzieci. Jednak pani Bradshaw będzie musiała złożyć ten obowiązek na barki swej pierworodnej córki. O tej chwili losy młodego pokolenia Bradshawów ciągle będą się ze sobą splatać, pomimo usilnych starań Eeony i kochanki jej zmarłego ojca...
Ciężko jednoznacznie określić z czym mamy w tej książce do czynienia. Na samym początku spotykamy się z mężczyzną, który kocha i pożąda swojej córki. Córka ta również odwzajemnia jego uczucia jak i pragnienia. Do tego jej matka jest dosyć dziwna. Przeżywa swoje, jak je nazywa, epizody, podczas których zachowuje się jak wariatka. Do tego zabija każde swoje dziecko zanim się jeszcze narodzi. A przy tym wszystkim uważa się za wielką damę. Anette z kolei jest bardzo niezdecydowana, skacze z kwiatka na kwiatek, wydaje się głupiutka i bardzo nieodpowiedzialna.
Przyznam szczerze, że nie polubiłam żadnego z bohaterów na tyle, aby utożsamić się z którymś z nich. Niemniej jednak każdego z nich po części rozumiałam i z całego serca żałowałam jego losu.
Jednak pomimo tego książka ma coś w sobie. Pomimo, tych dziwnych bohaterów czy dziwnych wątków, zwrotów akcji, jest w niej coś magicznego. Coś przez co ciężko jest się od niej oderwać. Tego nie da się wyjaśnić, tego nie da się opisać. To trzeba przeczytać, to trzeba przeżyć
Kraina Miłości i zatracenia to kontrowersyjna historia obfitująca w przeplatające się nawzajem wątki. To pełna kontrastów saga rodziny Bradshawów. To także niesamowita historia zakazanych romansów, magicznych rytuałów naznaczonych pasmem narodzin i śmierci, miłości i żalu, prób wierności i walki z przeznaczeniem, które nie zawsze kończą się wygraną...
Anna P.
2017-02-24 20:58:52,
ocena: 2
Opinia użytkownika sklepu
Gdy sięgałam po "Krainę miłości i zatracenia", sądziłam, że czeka mnie podobna historia jak w powieści "U stóp bogini", którą wspominam bardzo dobrze. Klasyczna saga rodzinna, błędy i sekrety, które odbijają się na losach dalszego pokolenia, no i oczywiście miłość. Zamiast tego dostałam opasłe tomisko opisujące najobrzydliwszy obraz miłości ...
Kiedy rozpoczyna się XX wiek, nadchodzi kres panowania Danii nad Wyspami Dziewiczymi, a władzę w tym miejscu przejmują Stany Zjednoczone. Na Morzu Karaibskim tonie statek. Śmierć bezlitośnie zbiera żniwo, a na wraku znajdują się rodzice głównych bohaterów. Dwie osierocone siostry wraz z przyrodnim bratem stają w obliczu niepewnej przyszłości i trudnej do zidentyfikowania tożsamości. Każde z dzieci jest w posiadaniu niezwykłej aparycji oraz... wyjątkowego daru, który może być dla nich błogosławieństwem albo przekleństwem.
Próbowałam pominąć fakt, iż jestem katoliczką i spojrzeć na tą książkę obiektywnie. Niestety nie udało mi się. Przejdę od razu do rzeczy - książka ta, nie zawiera klasycznego wątku miłosnego. W tej powieści mamy do czynienia z ... kazirodztwem. Niestety, historia ta, mimo iż jest napisana bardzo dobrze, to wzbudza we mnie głównie obrzydzenie.
Nie potrafię do końca określić gatunku tej książki. Jest to taki "misz masz" wszystkiego: połączenie romansu z powieścią obyczajową, wraz z wplecionymi wątkami fantastyki. Jest to dość dziwna, jak dla mnie, mieszanka wątków i różnorodnych pomysłów, których ja nigdy bym ze sobą nie połączyła. Dwie rodziny - niby obce, ale jednak spokrewnione - których członkowie nawzajem ze sobą sypiają, tworząc nowe, kazirodcze pokolenie? Jasne! Czemu nie? Kobieta z nogą zwierzęcia i kopytem zamiast stopy? Odwracająca się o sto osiemdziesiąt stopni stopa? Normalka! Jeśli już zdecydujecie się na tą powieść, to przygotujcie się na takie dziwactwa.
Tak jak już wcześniej wspomniałam, styl pisania autorki jest naprawdę dobry. Pani Yanique świetnie oddała karaibski klimat Wysp Dziewiczych. Wszelakie opisy i dialogi są napisane w bardzo ciekawy sposób. Niestety, fabuła całkowicie mnie rozczarowała. Prawdopodobnie dlatego, że fabuła ta jest całkowicie sprzeczna z zasadami, którymi ja kieruję się w życiu.
Wykreowani przez autorkę bohaterowie nie zyskali zbyt wiele mojej sympatii. Nie polubiłam żadnej postaci do tego stopnia, by się z nią utożsamiać. Większość bohaterów uważałam po prostu za dziwaków, których często nie mogłam zrozumieć. Wydawać by się mogło, że ich dziwactwo czyni ich oryginalnymi, jednak jest zupełnie odwrotnie. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu nie będę pamiętała nawet ich imion.
Szata graficzna tej powieści zasługuje na duże brawa. Kolorowa, oryginalna, nawiązująca do kultury zachodniej. Trochę to zabawne, a z drugiej strony smutne, że okładka zrobiła na mnie bardziej pozytywne wrażenie niż treść całej książki.
Podsumowując, "Kraina miłości i zatracenia" osobiście dla mnie była niewypałem. Kazirodztwo jest dla mnie temat tabu, który zdecydowanie nie powinien być poruszany w książkach, zwłaszcza przeznaczonych dla młodzieży. Całościowo powieść ta nie była zła. Być może dla Was będzie ona strzałem w dziesiątkę. Mnie jednak do siebie nie przekonała.
Moja ocena: 4/10
kochajacaksiazki.blogspot.com
Julia D.
2017-02-19 16:19:40,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
Początek XX wieku, Wyspy Dziewicze, Morze Karaibskie w tle. To tutaj poznajemy rodzinę Bradshawów, rodzinę pełną sekretów, zakazanych uczuć i sprzeczności. Podczas gdy wyspy przechodzą pod władzę Stanów Zjednoczonych, ich mieszkańcy zakochują się, umierają, łamią zwyczaje, a nawet odprawiają magiczne rytuały. Wśród nich olśniewająca swoim pięknem Eeona i jej młodsza siostra Anette, która zdecydowanie nie powinna spotykać się z pewnym mężczyzną.
Po "Krainę miłości i zatracenia" Tiphanie Yanique sięgnęłam z ochotą, bo naprawdę lubię sagi rodzinne, bez względu na to, gdzie rozgrywa się akcja. W tym przypadku klimat Wysp Dziewiczych przyciągnął mnie jeszcze bardziej - spodziewałam się, że to będzie coś nowego, innego. Rzeczywiście takie było, tyle że nie mogę oprzeć się wrażeniu, że książka strasznie mnie rozczarowała.
W powieści dominuje realizm magiczny; pomiędzy tym, co racjonalne, a tym, co nadnaturalne, istnieje bardzo cienka granica. Autorka wplata do fabuły lokalne legendy i mity, które stworzyły niepowtarzalną atmosferę. Naprawdę z przyjemnością wczytywałam się w miejscowe podania, tym bardziej, że część z nich przenikała do opisywanych wydarzeń, tak że zastanawiałam się, czy to, co właśnie zaszło, rzeczywiście miało miejsce. Sama fabuła też jest ciekawa, nie powiedziałabym, że nudziłam się przy czytaniu, choć niektóre sceny mi się dłużyły. Eeonę poznajemy jako kilkuletnią dziewczynkę, Anette nie ma jeszcze wtedy na świecie. Czytamy zatem o ich rodzicach, którzy do świętych nie należeli, a później przyglądamy się, jak obie dziewczynki dorastają, jak stopniowo rodzi się nowe pokolenie. Upływ czasu wydaje się tu tak naturalny, że nawet się nie zorientowałam, kiedy Anette z bardzo ruchliwego niemowlaka stała się dojrzałą kobietą.
Życie Bradshawów pełne jest kłamstw, intryg, zakazanych związków. Niektóre wątki były dość kontrowersyjne, zresztą to sami bohaterowie dostarczali tych emocji, wychodząc naprzeciw sensacji, podświadomie wyczekiwanej przez czytelnika. Ale... no właśnie, "ale". Powieść liczy sobie grubo ponad 500 stron. To spora, a zarazem optymalna liczba, jeśli weźmie się pod uwagę tematykę - w końcu saga rodzinna potrzebuje wiele miejsca, żeby dało się w miarę szeroko przedstawić większość bohaterów. Niestety ciągle mi się wydawało, że fabuła w książce prowadzi donikąd. To wrażenie nasiliło się po dotarciu do ostatniej strony. Wydaje się, jakby autorka w którymś momencie stwierdziła, że czas kończyć, nie ma sensu dalej tego ciągnąć, więc dopisała ostatnie sceny. Nie znamy zakończenia wszystkich wątków - wśród których znajdują się te najbardziej interesujące - a co za tym idzie, czujemy jeden, wielki niedosyt. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
O ile rozczarowanie wywołane zakończeniem jakoś bym przełknęła, o tyle muszę wspomnieć o pewnym zabiegu, który irytował mnie przez większość czasu. Tiphanie Yanique nagminnie zmienia narrację i czas. Mamy narratora pozornie trzecioosobowego (pozornie, bo co jakiś czas pada zaimek "my", mimo że wciąż nie wiem, kim są ci "oni"), mamy też narratorów pierwszoosobowych: czasem mówi do nas Eeona, czasem Anette, czasem Jacob, przyrodni brat obu kobiet. Do tego miesza się czas przeszły i teraźniejszy. Podejrzewam, że te wszystkie zmiany były w pełni świadome i celowe, że autorka chciała dopuścić do głosu jak najwięcej osób. To zrozumiałe, jestem przyzwyczajona do narracji prowadzonej z perspektywy różnych bohaterów, w końcu jest to już zabieg powszechny. Niestety w przypadku "Krainy miłości i zatracenia" takie modyfikacje wprowadziły chaos. Czasem łapałam się na tym, że w trakcie czytania rozdziału nie wiedziałam właściwie, kto teraz opowiada historię. A już najbardziej nie rozumiem narratora niby wszystkowiedzącego, jednak wypowiadającego się w formie zbiorowej. Jedyne, co mogę tutaj ocenić na plus, to indywidualny styl "mówienia" poszczególnych postaci. Czasem tylko to sprawiało, że orientowałam się w prowadzonej narracji.
Nie potrafię jednoznacznie ocenić "Krainy miłości i zatracenia". To absolutnie nie jest zła książka, w końcu kusi nastrojem pełnym magii, bohaterowie są dopracowani i różnorodni, a i akcja potrafi wciągnąć. Z drugiej strony czytanie nie pochłaniało mnie całkowicie, tylko miejscami angażowałam się w fabułę. Miło było poznać legendy krążące na Wyspach Dziewiczych czy poczytać o wydarzeniach historyczno-politycznych, które miały wówczas miejsce - ale to zdecydowanie za mało, żeby mnie zachwycić. Oczekiwałam czegoś więcej.
Justyna F.
2017-02-18 14:45:30,
ocena: 4
Opinia użytkownika sklepu
Kapitan Bradshaw kocha wszystkie swoje kobiety. Żonę z obowiązku. Kochankę, bo sam potrzebuje miłości. Córkę, bo jest istotą, której pragnie, choć nie powinien. Kiedy pochłania go ocean, oprócz nich pozostawia jeszcze drugą córkę oraz syna. Choć są rodzeństwem, mieszkają w innych domach i wychowują ich inne matki. Wspólna historia połączy tych dwoje, choć to nigdy nie powinno się zdarzyć. W tle tej rodzinnej sagi rozegra się wojna, przetoczy huragan, a miejscowa ludność Karaibów będzie walczyć o prawo do przebywania na własnej ziemi.
Całość recenzji dostępna pod adresem: [Adres usunięty]