Karolina M.
2017-02-13 12:26:53,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Anna Badkhen jest dziennikarką. Urodziła się w Leningradzie, ale mieszka w Filadelfii. Książka "Cztery pory..." to historia żyjących w Afganistanie Uzbeków. Jednak dla odróżnienia nie chodzi tu o tych z bogatych krajów z którymi miałam do czynienia w książkach już niejednokrotnie. Tu przenosimy się do wioski Oka, wioski która przesycona jest skrajnym ubóstwem, a o której istnieniu nie wie nie tylko szary człowiek, ale często i afgańscy urzędnicy...
Jest to miejsce gdzie na porządku dziennym zażywa się opium. Daje się je nawet niemowlętom. Dlaczego? Bo zabija głód, który jest zmorą tamtejszej ludności. Leczy ból tak fizyczny jak duchowy. Jedynym liczącym się zarobkiem jest sprzedaż ręcznie tkanych, misternych i przepięknych dywanów. Kobiety spędzają nad jednym około roku. Za gotowy dostają oszałamiającą kwotę w wysokości do 400$. Dla nich to majątek i żyją za to kolejny rok. Dorabiając od czasu do czasu na sprzedaży chrustu i wspomagając się upolowanymi zwierzętami. Ich dywany są wyjątkowe i niepowtarzalne. Warte o wiele więcej co dowodzi cena za jaką sprzedają się choćby w Stanach Zjednoczonych. Niejednokrotnie przekracza ona 20 000$. Dlaczego, więc tkaczka dostaje tak marne, a jednak uznawane za nią i jej rodzinę niebagatelne pieniądze? Nie wiadomo.
Mieszkańcy prawie wszędzie poruszają się pieszo lub na osłach / wielbłądach. Nie stać ich nawet na wydatek na paliwo do jedynego w wiosce generatora. A to zaledwie 60 centów na rodzinę na dzień. Nie mogą sobie na to pozwolić. Walczą o przetrwanie dnia dzisiejszego. Tam nikt nie myśli co będzie jutro. Trzeba się cieszyć, że przeżyło się dziś...
To co szokuje i zaskakuje to umiejętność ubrania przez autorkę w piękne słowa takich rzeczy jak brud, nędza, głód czy przemoc. Wręcz poetycki język sprawia, że książkę czyta się mimo tematyki przyjemnie. Już po kilku stronach wręcz czujemy gorąco jakie muszą znosić mieszkańcy wioski Oka, ich głód zaczyna doskwierać także nam, ich pragnienie i wysuszone gardła oraz usta odczuwamy osobiście. Próbujemy walczyć o przetrwanie tak jak oni. A wszystko to dzięki Annie Badkhen.
Anna podobnie jak kobiety w Oce tkały dywany tak tka powieść o życiu. Gdy dywany pełne są głębokich barw i niesamowitych wzorów, ale też bólu tak jej historia choć niejednokrotnie tragiczna potrafi mienić się kolorami piękna i radości...
Więcej na:
[Adres usunięty]
Justyna G.
2017-02-04 16:14:51,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
Świat przędzą malowany ...
Stąpając każdego dnia po miękkich dywanach, podziwiając na ekranach kin te olbrzymich rozmiarów, perskie cuda zaściełające podłogę czy zachwycając się pokrywającymi ściany gobelinami zwykle nie zastanawiamy się, ile trudu i znoju kosztowało ich stworzenie. Współczesna technika pozwala na maszynowe wykonanie dywanów, a tekstylia te dostępne są niemal w każdym sklepie zajmującym się sprzedażą produktów wystroju wnętrz. Jednak dywanów wyplatanych ręcznie nikt nie określi mianem tekstyliów, nikt nie umieści ich na półce z napisem "promocja" - to dzieła sztuki, zasługujące na szacunek zarówno za ich piękno, jak i kunszt wykonawcy.
O dywanach, ale tak naprawdę o życiu, pisze Anna Badkhen, dziennikarka, która po raz pierwszy wyjechała do Afganistanu w 2011 roku w charakterze korespondenta wojennego. Dziś i my mamy możliwość znaleźć się w małej wiosce, w Oce ukrytej wśród piasków afgańskiej pustyni i zatopić się w słowa, którymi - niczym pędzlem - autorka maluje codzienne życie, tak odmienne od naszego wygodnego, pełnego zdobyczy technologicznych, gdzie wszystko jest w zasięgu ręki. Książka "Cztery pory roku w afgańskiej wiosce", opublikowana nakładem Wydawnictwa Kobiecego to pozycja wyjątkowa, bo traktująca wyjątkowych ludziach, którzy każdego dnia zmagają się z otaczającą ich rzeczywistością. To książka o pozorach normalności w kraju ogarniętym wojenną zawieruchą, o kobietach poświęcających długie godziny na stworzenie cudownych dywanów, o blaskach i cieniach ich funkcjonowania.
Przenosimy się na afgańską pustynie, gdzie tylko podróżnicy zatrzymaliby się przez chwilę, nie odnajdując w Oce nic godnego uwagi, poza dywanami oczywiście i wszechobecnym opium. Tymczasem my wraz z autorką jesteśmy stałymi gośćmi w wiosce, obserwując pracę jej mieszkanek spędzających przy krosnach długie godziny, wędrując z ich mężami po przędzę na kolejny dywan, a nawet uczestnicząc w lokalnych uroczystościach: pogrzebach oraz ślubach. W Oce czas, kolejne pory roku, odmierzane są dywanami, które zapewniają byt całej rodzinie. Jest to szczególnie istotne, gdy to na kobiecie spoczywa ten ciężar - jak w przypadku Amanullaha, który wciąż marzy o ucieczce, któremu ciąży życie które prowadzi. To właśnie jego żona Saura, w ubogiej chacie tka piękne, zachwycające oczy kupców dywany, to dzięki nim Amanullah znów może marzyć o łatwym życiu wypełnionym kobietami i o tych marzeniach opowiadać autorce podczas wędrówki do Daulatabadu, miasta targowego.
Anna Badkhen zabierając nas do samego serca tego "dywanowego regionu tkackiego", rozciągającego się od Chin po Maroko, pokazuje nam oblicze ubóstwa, świat pozbawiony perspektyw, pełen przemocy i narkotykowych oparów. Mimo tego lektura budzi w nas bezbrzeżny zachwyt - nie dla tej szarej rzeczywistości, ale dla tych barwnych kobierców, dla tych żyjących w cieniu ciężko pracujących kobiet, dla sprawnego władania słowem przez Badkhen. To właśnie kunszt autorki sprawia, że reportaż o życiu w ubogiej wiosce i wyplataniu dywanów zmienia się w emocjonującą opowieść o kraju i ludziach go zamieszkujących, o porach roku i upływającym czasie. Nasz sprzeciw dotyczy jedynie zjawiska znanego w wielu krajach - pieniądze za długie godziny morderczej pracy przy krosnach trafiają tak naprawdę nie do tych tkaczek, które ranią sobie palce i wytężają wzrok przy tworzeniu misternych wzorów, ale do pośredników. To prawdziwe oblicze wyzysku, który będzie istniał tak długo, jak długo nie dotrzemy do tych małych manufaktur, jak nie będziemy kupować tych cudownych wyrobów bezpośrednio od kobiet, z pominięciem pośredników. Być może książka Anny Badkhen właśnie do takich poszukiwań i zakupów nas skłoni?
Qultura słowa
Bookendorfina I.
2017-01-16 08:50:12,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
"Tutaj czas, rozdrobniony smutek, niepoliczalny i niemiarodajny niczym piasek, stoi w miejscu i zarazem biegnie tak szybko, że nikt nie potrafi go zmierzyć. Nikt poza tkaczkami dywanów."
Właśnie takie reportaże podróżnicze lubię czytać najbardziej, wyjątkowo plastyczne i sugestywne opisy miejsc, ludzi, kultur i tradycji. Urokliwe obrazy afgańskiej przyrody, górskie masywy, pustynne strefy, burze pyłowe, rytm kopyt wielbłądów stąpających po spieczonej ziemi, widok pól ryżowych i ziemi obsadzonej zbożem, obecność hodowanych kóz i owiec, zapach kardamonu i unoszącego się wszędzie kurzu, smak dojrzałych melonów, granatów i migdałów.
Doskonale uchwycona kwintesencja zróżnicowanego etnicznie i językowo społeczeństwa, a także przybliżenie codziennego rytmu życia jednej z wielu rodzin. Niesamowita opowieść o Afganistanie, która mocno przyciąga i kusi swą atrakcyjnością. Anna Badkhen snuje ją w przepięknym stylu, porywająco działa na czytelnicze zmysły i wyobraźnię. Nie opuszcza nas silne wrażenie, jakbyśmy faktycznie przenieśli się z mocą słów autorki do odwiedzanych przez nią miejsc, zaprzyjaźnili z interesującymi bohaterami reportaży, z ogromnym zaciekawieniem uczestniczyli w mniej lub bardziej znaczących wydarzeniach z ich życia, kolekcjonowali ich trudy i radości.
A w tle uwodzicielski opis ponadczasowego rzemiosła związanego z wyplataniem dywanów, kobiecej sztuki przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Często jedyne źródło zarobku, ale też wyznacznik statusu, środek dyplomacji, forma wyrażania artystycznych umiejętności, utrwalania samego siebie i otaczającego świata. Mnóstwo gorzkich i słodkich opowieści, tysiące węzłów na metr kwadratowy zaplecione delikatnymi kobiecymi rękami i szeptami hymnów o przemijaniu, zawarte w cudownych wzorach dywanów, które później w jutowych workach podróżują po całym świecie, docierają do odległych miejsc i zachwycają unikalnym blaskiem.
Jednak to także bolesna historia Afganistanu, dalekiej przeszłości kształtującej ten kraj, leżący w strefie wiecznych wojen, doświadczający kolejne inwazje i fanatyczne podporządkowania. Ohydne i nieprzemijające konflikty, pochłaniające przypadkowe ofiary, przyczyniające się do bezwzględnej przemocy, wyniszczającej nędzy, głodu, chorób, uzależnienia od opium, jedynego taniego środka pomagającego zapomnieć o cierpieniu. Boleśnie czyta się o bratobójczej przemocy, która nieodwracalnie oszpeciła te ziemie, warunkując ludzkie wspomnienia i pragnienia. I gdzieś tam, nieznajdująca miejsca na mapie, maleńka wioska Oka wraz z garstką twardych i nieustępliwych wobec przeciwności losu mieszkańców.
Książkę chłonie się niespiesznie, z wielkim zaangażowaniem, przepięknie utkane ludzkie losy, gęste sploty fantastycznie zagranej muzyki tradycji, uwodzicielski kontrast między starożytnością a współczesnością, oddanie należnego uznania temu, co wiecznie zachwyca niewyobrażalnym pięknem. Wspaniale przeżywa się tę czytelniczą podróż, zapewniająca podwójną dawkę przyjemności, podziwiania Afganistanu i rozkoszowania się stylem, w jakim jest on przybliżany. Co cztery pory roku rozpoczyna się wyplatanie dywanów, w których zawarte są smutki i radości, fantazje i marzenia, zwątpienie i wiara, ulotność i kapryśność, oraz stare i nowe.
[Adres usunięty]
Krystyna D.
2017-01-09 16:58:50,
ocena: 5
Opinia użytkownika sklepu
DYWAN
Dywany, które widzimy na co dzień, w przeważającej większości to zaledwie elementy wystroju wnętrz. Nie mają historii. Nie niosą krzyków, cichych słów miłości, niewysłowionej akceptacji. Są nagie. Obdarte z tego, co uczyniłoby je wyjątkowymi już w chwili wyplatania.
Dywany, wychodzącego spod delikatnych, niemal przezroczystych dłoni Saury, są inne.
"(...) dywan Saury, jak każdy dywan tkany ręcznie, będzie się subtelnie różnił od innych. Będzie tylko jej. Będzie stanowił jej autobiografię, jej pamiętnik z tego roku, jej kronikę zimy, z zasmuconymi zygzakami, marzycielskimi zawijasami, melancholijnymi pętelkami i pełnymi radości węzłami. (...) Dolna szósta część dywanu będzie niemal nieuchwytnie mdląca, będzie sześćdziesięciocentymetrową kroniką porannych nudności. (...) Tk, tk, tk. Sierp Saury odmierzał czas biciem nie jednego serca, ale dwóch."
Badkhen opowiada historię dywanu Saury i wszystkich dywanów przed nim i po nim. Jednak dywan nie jest tylko przedmiotem. W jej przekonaniu, w niewielkiej, poetyckiej cząstce duszy każdego Afgańczyka dywan to także ludzie. Ich życie, ich pot, łzy, śmiech i ciężka, czasami żmudna codzienności. To Oka - garść domków rzucona ręką Boga w środek pustyni - której nie ma na żadnej mapie. Której istnienia nie uznaje nawet deszcz.
"Jeśli świat jest dywanem, to Oka jest błędem. (...) Gdyby któregoś dnia Oka została zdmuchnięta albo pogrzebana pod barchanem przez burzę piaskową, mało kto by to dostrzegł."
"Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże z wyplatania dywanów" to książka pełna wyrozumiałości. Książka matka, która nigdy nie osądza i snuje baśniowe historie.
O ściskającym żołądek głodzie i lepkim, słodkim soku z melonów, o uzależnieniu od opium, bezimiennych cmentarzach i wielkiej uczcie - hucznej zabawie, która wypełnia życie wychudzonych mieszkańców ilekroć odbywa się ślub.
To wielobarwny pamiętnik drogi wypełniony wspólnymi posiłkami, głośnymi wybuchami śmiechu i bomb oraz historią tego kraju.
CZAS
W Afganistanie czas płynie inaczej. To ilość węzłów i ruchów dłoni. Gęstość przędzy. Świadomość zapomnienia.
"Tk, tk, tk - zaśpiewa sierp, odmierzając czas między świtem i zmierzchem, narodzinami i śmiercią, pokojem i wojną; bez ustanku odmierzając czas."
Nie każdy potrafi się tam odnaleźć. Pod piekącym słońcem, z żołądkiem pełnym zanieczyszczonej wody i chlebka nan bezpiecznie czują się tylko mieszkańcy Oki. O nich wojna nie pamięta. Nie znają ich mapy, nie słyszał o nich Bóg. Od tysiącleci żyją pośród złota pustynnych piasków, pod skrzydłami żurawi.
"Łatwo idealizować tę ziemię, ten chwilowy Wielki Kanion, gdzie tysiąclecia skupiały się w dolinach między półksiężycami wydm i znowu rozpościerały w węzłach dywanów, ten, wydawałoby się, organiczny świat, w którym każdy ruch trwa i ma znaczenie, a każdy krok to wspaniała podróż mająca na celu przetrwanie."
My, obcy, dostrzegamy tylko powłokę. Urodzaj możliwości i nieskończone dobro zamknięte w szponach wojny, ale nie żyjemy tam. Nie wiemy jak wygląda rzeczywistość. Badkhen tą książką uświadamia nam ogrom problemu i okrutność pułapki, w jaka złapani są Afgańczycy.
"Łatwo egzotyzować tę ziemię. a potem noworodek przedawkuje opium. Kobieta zawodzi nad drobnym ciałkiem sześcioletniego chłopca okaleczonym przez trzydziestoletnią minę lądową. Mężczyźni siedzą przy ręcznie lepionych z błota ścianach, palą tanie koreańskie papierosy z takim namaszczeniem, jakby czynność ta stanowiła akt ważki, znaczący, i snują rozważania nad życiem i śmiercią w kraju, w którym wojna nie pojawia się tylko na afiszu filmowym, ale ohydnie i nieprzemijająco trwa w tle, wybierając swoje ofiary na chybił trafił."
MARZENIA
Oni są ludźmi pustyni. Trwają niczym opancerzone trzciny - wciąż myślące, ale już nie pozwalające sobie na marzenia. Sny na jawie, które bardziej ranią ich duszę, niż leczą zszargany umysł. Tylko czasem, gdy najdzie ich chwila słabości. Gdy w pustynnego ducha wstąpi ludzka bezradność i delikatność poddają się odwiecznej potrzebie piękna. Oczy, które szybko poruszają się pod przymkniętymi powiekami, widzą wszystkie, zamglone, bo dawno nie przywoływane, marzenia.
Badkhen używa języka lirycznego. Czasami wręcz poetyckiego.
Wewnątrz książki sierpem odcina nitki i wiąże węzły. Wyplata, wyplata, wyplata. Dywan o czterech porach roku w afgańskiej wiosce powstaje z każdą przewróconą stroną. I on wystarczy. Ten jeden dywan. By opowiedzieć czytelnikowi historię pustyni i świata.
"Świat ma cztery rogi. Świat jest dywanem."